Dziś to pestka, ale 80 lat temu kopiowanie dokumentów było zmorą urzędników. Jeden z nich, Chester Carlson, po ukończeniu fizyki na Caltechu znalazł pracę w dziale patentowym firmy P.R. Mallory and Co. (obecnie Duracell). Fotografia była już wówczas znana od dokładnie stu lat. Wciąż jednak nie znaleziono wówczas sposobu na szybkie i proste kopiowanie dokumentów.

Wraz z rozwojem światowej gospodarki ludzie produkowali coraz więcej dokumentów. Mnóstwo z nich trzeba było powielać, a wykonanie każdej kopii wymagało przepisania tekstu na maszynie. Ale też sprawdzenia, czy nie ma błędoów, albo – w przypadku rysunków – wysłania dokumentów do zakładu fotograficznego.

Jak Chester Carlson wynalazł kopiarkę

Obie metody były czasochłonne i kłopotliwe. Druga dodatkowo kosztowna. Chester Carlson postanowił znaleźć sposób, by kopiowanie dokumentów stało się szybkie, łatwe i tanie. Długie godziny spędzone w bibliotece skierowały go na właściwy trop. Z książek dowiedział się, że przewodnictwo elektryczne niektórych substancji, np. siarki, zwiększa się pod wpływem światła. Zdecydował więc, że spróbuje wykorzystać to zjawisko w swoim wynalazku. 

Eksperymentował w kuchni, irytując sąsiadów wybuchami podgrzewanej siarki i przenikającym cały budynek smrodem zgniłych jaj. Wkrótce ożenił się i – ku radości innych lokatorów – przeniósł do domu rodziny swojej wybranki. Wtedy też zatrudnił pracownika, również fizyka, uciekiniera z nazistowskich Niemiec nazwiskiem Otto Kornei. 

Co znalazło się na pierwszej w historii kopii?

W dniu, w którym udało im się uzyskać pierwszą udaną kopię dokumentu, Carlson pokrył cynkową płytkę siarką, a Kornei napisał tuszem na szkiełku „10.-22.-38 ASTORIA”. Liczby oznaczały datę, 22 października 1938 roku, a Astoria to dzielnica Nowego Jorku, gdzie znajdowało się laboratorium Carlsona. Zasłonili okna i naelektryzowali płytkę, pocierając ją chusteczką. Potem położyli na niej szkiełko z napisem i naświetlili przez moment mocną lampą. Zdjęli szkiełko i posypali siarkę zarodnikami widłaka – żółtym pyłkiem, który dla lepszego efektu zabarwili na szaro. Po dmuchnięciu na płytkę pyłek został tylko tam, gdzie uprzednio siarkę przykrywał napis. Fizycy utrwalili go na woskowym papierze, przykładając go do płytki i podgrzewając. Carlson nazwał ten proces elektrofotografią

pierwsze kseroPierwsza w historii strona skopiowana metodą kserograficzną. Fot. Xerox

Krótka historia branży ksero

Kolejne 10 lat zajęło mu zbudowanie prototypu kserokopiarki i znalezienie przedsiębiorstwa, które chciałoby ją produkować. Z kwitkiem odesłało go ponad 20 firm, w tym giganci tacy jak IBM, Kodak i General Electric. Przełomem było uzyskanie wsparcia od pomagającej innowacyjnym projektom organizacji non profit Battelle Development.

W 1947 roku na zainwestowanie w wynalazek Carlsona zdecydowała się firma Haloid z Rochester, producent papieru światłoczułego. Po przemianowaniu na Haloid Xerox zaprezentowała publicznie jego wynalazek. Sam proces kopiowania za radą profesora greki nazwano kserografią. Od greckich słów oznaczających suche pismo – suche, bo proces obywa się bez kąpieli chemicznych niezbędnych w fotografii. Maszyna była jednak ogromna i powolna, a jej obsługa zbyt skomplikowana, by nadawała się do biur. 

Tych wad nie miała gotowa w roku 1959 kopiarka Xerox 914. Wciąż była wielka, ważyła prawie 300 kg, ale w minutę robiła już siedem kopii, a obsługa ograniczała się do wciśnięcia guzika. 4 lata później na rynku pojawiła się kopiarka Xerox 813, która mieściła się na biurku. Interes szedł znakomicie i przyniósł Carlsonowi fortunę, której większość wynalazca przeznaczył na cele charytatywne i wspieranie nauki. Na koniec warto dodać, że dziś najszybsze kserokopiarki na świecie są w stanie kopiować aż 150 stron na minutę.